Nowości kosmetyczne – haul!

Moje kosmetykoholiczki!

Wspaniałe lato mamy prawda? A przynajmniej cudownie się zaczęło – taka piękna pogoda, upał, słoneczko. Czego chcieć więcej?

A tak poważnie –  jest do kitu. Użyłabym w tym momencie mniej cenzuralnych słów, bo tylko te cisną mi się na usta, no ale wiadomo, pełna kultura musi być i damie nie wypada. < act like a lady> Jedyny pozytyw jaki znajduję w tej sytuacji to masa wolnego czasu. Chociaż powiem Wam szczerze, że wcale nie wychodzi mi to na dobre. Podejrzewam, że nie jestem w tym odczuciu sama, bo bardzo łatwo wpaść w maramz wyrywając się ze szponów miliona studenckich obowiązków i nauki. Kiedy wreszcie mamy wyczekany luz, możemy spać do południa, leżeć tyłkiem do góry i sapać sobie leniwie odbija nam palma i nie wiem jak Wy, ale ja na pewno – czuję się jak kotlet schabowy, którego babcia przed chwilą rozbiła tłuczkiem, żeby pięknie go usmażyć na zalanej olejem kujawskim żeliwnej patelni. Leżę i nic z tego nie wynika. Budzę się z samego rana z zamiarem wykorzystania dnia jak najbardziej się da i z listą super-produktywnych zadań czy czynności, które tego dnia zrobię. Biorę szybki prysznic, związuję włosy w cebulę, zakładam swój ulubiony dres ( tak nawiasem mówiąc moje koleżanki z uczelni bardzo bawił fakt, że jedyne o czym marzyłam po powrocie do domu to zrzucenie ciuchów i przebranie się w dres – ok, możecie nazwać mnie dresiarą, ale sorry – komfort ponad wszystko) robię gorącą kawę i śniadanie, zasiadam przed komputerem/ na kanapie z energią do działania i….. pupa blada. Odpalam simsy, gram godzinkę, dwie, góra 5 ( od 13 lat dalej wciągające!) w efekcie tracąc najlepszą połowę dnia, czując się jak wcześniej wspomniany schabowy – lub jak kto woli naleśnik – i do końca dnia już kompletnie nic mi się nie chce. Nie wspominam już o bolących oczach, bałaganie (bo przecież miałam posprzątać) i złości na samą siebie. Oczywiście wieczorem obiecuję sobie, że położę się wcześniej spać i wszystko co miałam zrobić tego dnia zacznę poważnie od rana. Wolne żarty. Mija tydzień, nie zrobiłam nic ze swoim życiem, a Beyonce na pewno nagrała nową płytę, była na 4 pokazach mody, zarobiła kolejny milion i właśnie pakuje się na pięćdziesiąte piąte egzotyczne wakacje. Co jest ze mną nie tak?!

fuck my life

Doszłam do wniosku, że człowiek jest zaprogramowany na działanie, a lenistwo i „wolna ręka” w dysponowaniu czasem wcale mu nie służą. Zdecydowanie lepiej funkcjonuję, kiedy mam z góry narzucony plan, koniecznie coś muszę zrobić albo kiedy po prostu rano jadę na uczelnię i nabieram rozpędu na drugą połowę dnia. Całe szczęście, że niedługo wyjeżdżam i wiążące się z tym przygotowania zajmą mi sporą ilość czasu, którego na nudę nie pozostanie zbyt wiele. Po powrocie będę musiała opatentować na to jakiś sposób, bo zwariuję.

Skończmy już to pitolenie, bo dzisiaj mam dla Was trochę kosmetycznych nowości, które same w sobie niekoniecznie są nowością, ale trafiły do mojej kosmetyczki w ciągu ostatnich dwóch miesięcy, więc jakby nie patrzeć – świeżynki.

NEW IN!

PIELĘGNACJA

1. Krem do ciała ISANA

IMG_3818

Z jednej strony bardzo się cieszę, że zdecydowałam się wreszcie na kupno tego balsamu, a z drugiej strony jestem na siebie wściekła, że zrobiłam to dopiero teraz. Już możecie wywnioskować, że jestem z niego ogromnie zadowolona i aktualnie nie ma dla mnie lepszego produktu do pielęgnacji ciała niż ten.

Jak dla mnie nie jest to krem – raczej gęste masło, podobne konsystencją do tych uwielbianych z The Body Shop. Szczerze powiedziawszy, na ich miejscu nie powstydziłabym się mając taki produkt w swojej ofercie. Zapach kakao i masła shea jest tak cudownie urzekający, intensywny i trwały, że mając w swoim bliskim towarzystwie żarłoko-smakosza bałabym się natychmiastowego pożarcia.

Masło intensywnie nawilża skórę, szybko się wchłania, nie pozostawia tłustej warstwy, więc praktycznie od razu można wskoczyć w piżamkę lub ciuchy. Nie podrażnia skóry, nawet tej po goleniu. Testowałam go również podczas krótko trwających upałów i ku mojemu zdziwieniu, mimo swojej gęstości i ciężkości nie daje uczucia ślizgania. To tak jakby skóra go wchłaniała, ale pod wpływem ciepła nie miała zamiaru go oddawać jak to mają w zwyczaju niektóre balsamy czy mleczka.

Marka Isana kolejny raz udowodniła, że tanie znaczy doskonałe.

Pojemność – 500 ml.

Cena regularna – ok 10 zł.

2. Pielęgnacyjny dezodorant do stóp FUSS WOHL

IMG_3817

Nadszedł sezon sandałków, klapek, noszenia butów bez skarpetek, więc produkt, który ma za zadanie odświeżyć stopy jest moim zdaniem jak najbardziej przydatny. Nie mam wielkiego problemu z potliwością stóp, ale nie są też całkowicie suche 24h/dobę. Trzeba to skórze wybaczyć, bo oddychać i regulować temperaturę ciała jakoś musi. Ważne, żeby nie nadmiernie. Jeśli już pogodziłyśmy się z fizjologią, której doświadczanie nie jest zawsze przyjemne, dobrze jest zadbać o pielęgnację, a przede wszystkim zapewnienie sobie komfortu fizycznego i psychicznego. Taki produkt, mówiąc o stopach, jest najlepszym rozwiązaniem na gorące dni. Faktycznie daje poczucie odświeżenia, które wzmaga intensywny cytrusowy zapach, a oprócz tego ma działanie antybakteryjne. Plus za plusem.

Pojemność – 200 ml.

Cena regularna – ok 6 zł.

3. Odżywczy balsam-miód do ust czarna róża TOŁPA BOTANIC

IMG_3821

Po nieprzyjemnych doświadczeniach z kremami do rąk marki Tołpa nie byłam do końca przekonana co do zakupu tego produktu, ale że był na znacznej przecenie postanowiłam go wypróbować. Uwielbiam wszelkiego rodzaju balsamy czy pomadki do ust, a z racji tego, że moje są bardzo wymagające i wiecznie przesuszone siłą rzeczy muszę używać ich całkiem sporo. Cały czas szukam tego jedynego, ukochanego kosmetyku, który mnie nigdy nie zawiedzie i mimo ciągłego zdradzania masełka z Nivea cały czas do niego wracam i zaczynam dochodzić do wniosku, że poszukiwania powinnam zakończyć, ale powiedzcie to kosmetykoholiczce.

Do tej pory nie miałam okazji używać balsamu do ust o konsystencji olejku. Przede wszystkim jestem pod wrażeniem składu: ekstrakt z czarnej róży, oliwa z oliwek, olej avocado, olej macadamia, masło kokum i masło shea. Same widzicie, że olejów i naturalnych składników tutaj nie brakuje. Dodatkowo balsam pozbawiony jest alergenów, sztucznych barwników, PEG-ów i silikonów, więc będzie idealny dla tych z Was, które są wielbicielkami jak najbardziej naturalnego składu kosmetyków. Produkt jest bardzo wydajny, jednak niezbyt długo utrzymuje się na ustach. Nie zauważyłam też jakiegoś zwalającego z nóg działania i szczerze mówiąc nie za bardzo mi podpasował, głównie przez konsystencję.

Pojemność – 8g.

Cena regularna – ok 18-20 zł.

4. Żel antybakteryjny do rąk CAREX

IMG_3782

Produkt ultra przydatny w torebce każdej kobiety, która ma obsesję brudnych rąk ( tak jak ja) lub po prostu czasami nie ma możliwości umycia ich w tradycyjny sposób. To podchodzi chyba pod jakieś zaburzenie obsesyjno – kompulsywne, ale nie ma dla mnie gorszego uczucia niż pełny pęcherz i brudne ręce, więc Carex jest moim serdecznym przyjacielem/wybawicielem, kiedy jestem poza domem. Uwielbiam go za to, że nie przesusza dłoni, pięknie pachnie i poprawia mój psychiczny komfort.

Pojemność – 50 ml.

Cena regularna – ok 10 zł.

5. Maski do włosów Biovax L’BIOTICA

IMG_3796

IMG_3794

IMG_3793

Lubimy Biedronkę, co? Naczytałam się masę pozytywnych opinii na temat tych masek do włosów i w końcu sama postanowiłam sprawdzić czy to nie jest jakaś ściema. Jak widać na zdjęciu jako pierwsza poszła w ruch intensywnie regenerująca maseczka do włosów suchych i zniszczonych, zawierająca ekstrakt z miodu i cynamonu, olejek ze słodkich migdałów oraz ekstrakt z henny. Obawiałam się, że po takim produkcie, który zaleca się wmasować w skórę głowy moje włosy po umyciu będą wyglądały jakbym nie umyła ich w ogóle, ale myliłam się. Od pierwszego użycia zauważyłam poprawę kondycji włosów, które nabrały blasku, a to już jest giga sukces. Saszetka jest bardzo wydajna, jedna starczyła mi na 3 konkretne użycia. Pozostałych dwóch jeszcze nie używałam, ale jak już to zrobię chętnie podzielę się z Wami moją opinią na ich temat. Jeśli używałyście tych, których jeszcze nie wypróbowałam, to koniecznie dajcie znac jak się u Was sprawdziły.

Pojemność – 20 ml.

Cena regularna w Biedronce – 2 zł.

KOLORÓWKA

6. Iluminating Blush nr. 010 I Am Nuts About You CATRICE

IMG_3827

IMG_3831

Kosmetyk, w którym pokładałam bardzo duże nadzieje i ogromnie mi się spodobał. Takie uwielbienie od pierwszego spojrzenia. Niestety, jak dla mnie, okazał się bardzo nietrafionym zakupem, żeby nie powiedzieć bublem. Wszystko przez ogromnych rozmiarów drobiny brokatu, które nie mają nic wspólnego z byciem „luminous” i subtelnym rozświetleniem. Totalna porażka. Jakby tego było mało,  po kilku godzinach całość nieładnie się osypuje, więc po co było je tam pchać?! Absolutnie nie rozumiem jak można było zepsuć taki piękny kolor różu tandetnym i po prostu brzydko wyglądającym dodatkiem. Nie polecam.

Gramatura – 5 g.

Cena regularna – ok 16 zł.

7. Korektor pod oczy Affinitone 01 Nude Beige MAYBELLINE

IMG_3784

Najlepszy korektor jaki używałam do tej pory. Fakt jest faktem, że nie polubiłam go od razu, pogniewaliśmy się na siebie za średnie krycie, ale po kilku miesiącach przeprosiliśmy się i doszłam do wniosku, że moje pretensje były wzięte kompletnie z 4 literek. Ah my kobiety. Nie mam pojęcia dlaczego tak nędznie go oceniłam, ale cieszę się, że postanowiłam do niego wrócić i dać mu drugą szansę. Nie, nie ma tu żadnego męskiego podtekstu.

Kosmetyk spełnia wszystkie moje oczekiwania względem korektora pod oczy. Najjaśniejszy kolor nie jest rażącą żółto-bielą, ale nudziakowym beżem. Bardzo ładnie kryje cienie, ale nie jest to pełne, sztuczne krycie, które moim zdaniem wygląda jakbyśmy miały maskę zamiast twarzy. Dzięki temu, że nie są one zniwelowane całkowicie buzia wygląda bardzo naturalnie. Konsystencja przypomina mi lekki mus, co sprawia, że czujemy się z nim bardzo komfortowo. Doskonale wtapia się w skórę, świetnie blenduje z podkładem, ale trzeba uważać podczas utrwalania go pudrem, bo kiedy nałożymy go na wierzch za dużo ma tendencję do ciastkowania. Produkt jest bardzo wydajny, i warto pochwalić tutaj również aplikator, który jest zaokrąglony, dzięki czemu nakładanie korektora na skórę nie sprawia dyskomfortu, co już zdążyłam odczuć używając tych innych marek.

Pojemność – 7,5 ml.

Cena regularna – ok 20 zł.

8. Trwała pomadka do ust 07 Natural Beauty ESSENCE

IMG_3788

IMG_3789

IMG_3791

Jedna z bardzo zachwalanych pomadek marki Essence. Kobiety pokochały ją za piękny, naturalny kolor, trwałość, konsystencję, opakowanie i cenę. Za to samo pokochałam ją ja. Więcej już chyba nie muszę mówić. Za tak niską cenę jest naprawdę warta przetestowania. Przymierzam się pomalutku do zakupu jeszcze koloru 15 oh so matt!, więc byłabym bardzo wdzięczna jeśli dałybyście mi znać jak się sprawdza.

Gramatura – 3.8 g.

Cena regularna – ok 10 zł.

9. Błyszczyk do ust z kwasem hialuronowym nr. 6 WIBO

IMG_3775

Coraz bardziej przekonuję się ostatnio do błyszczyków i jestem zauroczona bardzo świetlistym, błyszczącym i „wilgotnym” lookiem, więc zaczynam powiększać swoją kolekcję w tej kategorii. Szczerze mówiąc, ten błyszczyk wrzuciłam do koszyka pod wpływem chwili robiąc z Mamą szybkie zakupy i nawet go w sklepie nie wypróbowałam. Jak już dojechałyśmy do domu i na spokojnie mu się przyjrzałam to po prostu przepadłam. Nie sądziłam, że w szafie Wibo kryją się takie skarby. <Julapirat>

Błyszczyk jest absolutnie przepiękny. Ma całkiem przyjemną dla oka pigmentację, nadaje ustom delikatny, nudziakowy kolor, a co najważniejsze sprawia, że ich błysk można by było dostrzec z odległości stu kilometrów. Dodajmy do tego supersłodki, pudrowy zapach, odbijające światło maleńkie drobinki, nielepiącą się konsystencję i niezłą trwałość. C U D O. Niech nie zwiedzie Was napis XXL na zakrętce – nie jest to produkt z pieprzem czy ekstraktem z papryczek chilli, który momentalnie powiększy nasze wargi przyprawiając nas o nerwicę z powodu piekących i swędzących ust. Jeśli nie zwróciłyście jeszcze uwagi na ten stosunkowo „stary” produkt w szafie tej marki, to nie macie na co czekać.

Pojemność – 5 ml.

Cena regularna – 8.49 zł.

10. Neonowy lakier do paznokci nr. 2 LOVELY

IMG_3786

Jednym z powodów, dla których tak bardzo czekałam na lato było pojawienie się w drogeriach ultra neonowych lakierów do paznokci. Wreszcie się doczekałam, kupiłam perfekcyjny kolor i… Nie jestem zadowolona tak jakbym tego chciała. Odcień jest idealny, cena też, szybko schnie, długo utrzymuje się na paznokciach, mimo informacji, że jest przeznaczony do sztucznych paznokci nie odbarwia płytki. Co mi przeszkadza w takim razie?! Nie znoszę lakierów, które nierównomiernie pokrywają paznokcie. Tworzą wtedy nieestetyczne prześwity, które wbrew pozorom naprawdę ciężko zakryć. Mojej koleżance, za której sprawką zwróciłam na niego uwagę, nie sprawiał żadnych problemów. Może jest to wina moich paznokci nie z tej ziemi. W każdym razie szkoda mi, że najprawdopodobniej nie pojedzie ze mną na wakacje. Biedaczku, jesteś uziemiony!

Pojemność – 8 ml.

Cena regularna – 7.99 zł.

11. Długotrwały lakier do paznokci The Gel nail polish 05 Sweet as candy Essence + wysuszacz Nai Art Express Dry Drops ESSENCE

IMG_3822

IMG_3826

Duet, który od miesiąca kradnie moje serce na nowo za każdym razem, kiedy go używam. Jeśli chodzi o lakier – półtransparentny, piękny, cukierkowy róż, który po wyschnięciu faktycznie daje efekt żelowych paznokci. Uwielbiam ten świeży look podobnie jak wszelkiego rodzaju błękity, biele i mięty. Na dobre porzuciłam lakiery w ciepłych kolorach, a jak mam ochotę na ciemne pazurki zawsze sięgam po czerń, której aktualnie mi bardzo brakuje, więc tup tup tup – koniecznie idę kupić.

Wysuszacz to nic innego jak suchy olejek, który aplikujemy w super komfortowy sposób za pomocą małej pipety na płytkę od razu po pomalowaniu jej lakierem. Dzięki temu unikamy rozmazania lakieru, pobrudzenia pędzelka, a w efekcie zabarwienia całej zawartości buteleczki. Na jeden paznokieć wystarczy jedna kropelka, która sama rozpływa się na całą jego powierzchnię i przy okazji zdarzy jej się też popłynąć dalej. Jest to jedyny minus, bo zdarza nam się nudzić czekając na zaschnięcie lakieru, więc radzę uważać przy korzystaniu z jakichkolwiek przedmiotów jeśli nie chcecie ich utłuścić lub upuścić na podłogę. Nie martwcie się, przeżyjecie kilka minut bez używania dłoni, bo w tyle mniej więcej wyschną Wam paznokcie. Reasumując – plusy na maksa przewyższają ten jeden tyci minus, więc z czystym sercem mówię: biegnijcie i kupujcie!

Pojemność – 8 ml.

Cena regularna – ok 6 zł.

Bez tytułu

Tym sposobem dobrnęłyśmy do końca nowości kosmetycznych z ostatnich 2 miesięcy. W ilości szału nie ma, ale w jakości owszem.

Jeśli wpadły Wam w oko inne, równie tanie i dobre kosmetyki koniecznie dajcie mi znać! Kosmetykoholiczki łączmy się!

Oczywiście przypominam, że SME jest obecna również na Facebook i Instagram, gdzie serdecznie Was zapraszam. Będzie mi bardzo miło, jak dacie o sobie znać.

Niektóre z Was zapewne szykują się już na wymarzone i wyczekane wakacje, więc życzę Wam, żebyście spędziły je w doborowym towarzystwie, poszalały trochę i przywiozły masę wspaniałych wspomnień i zdjęć. Widzimy się niedługo!

Ściskam mocno!

pannajulia.

6 myśli w temacie “Nowości kosmetyczne – haul!

  1. Anna El pisze:

    Miałam dezodorant do stóp i byłam z niego bardzo zadowolona, blyszczyk z Wibo i z niego również jestem zadowolona. Lakier lovely z tej samej serii mam ale oczoj** róż – i uwielbiam go jak dla mnie jest idealny 🙂 Maseczki z biovaxa tez miałam ale duże opakowania, ale nie miałam wysuszacza z essence i chyba pora go kupić w końcu 🙂
    Dobre zakupy!

    Polubienie

    • pannajulia pisze:

      Wysuszacz naprawdę bardzo polecam. Nie tylko przyspiesza wysychanie lakieru ale i pięknie nabłyszcza płytkę. Dzięki niemu lakier na stopach trzyma mi się już trzeci tydzień w nienaruszonym stanie. Normalnie już nie miałabym czego zmywać zmywaczem. 🙂 A jakich masek z Biovax używałaś? Pozdrawiam! 🙂

      Polubienie

  2. Puderek pisze:

    Wow spore te zakupy zrobiłaś 🙂
    Podoba mi się ten neonowy lakier do paznokci. Sama jeszcze poluję na jakieś dobre pędzle do makijażu, ale niestety te, które widziałam w drogeriach jak do tej pory przekraczają według mnie zdrowy rozsądek jeśli idzie o cenę.

    Polubienie

    • pannajulia pisze:

      Jak na mnie i przestrzeń 2 miesięcy to nie są takie spore 😉 Lakier ma naprawdę boski kolor, ale tak jak pisałam w poście nie pokrywa równomiernie płytki paznokcia zostawiając nieładne prześwity, ale za taką cenę warto spróbować, bo może dużo zależy od płytki właścicielki pazurków. 🙂 Z pędzli polecam Zoeva – inwestycja na pół życia, a jeśli chodzi o tańsze marki to na pewno Hakuro. Osobiście jestem z nich bardzo zadowolona i masz rację, pędzle z drogerii są zazwyczaj fatalnej jakości, a kosztują tyle co sto razy lepszy np. z Hakuro. Pozdrawiam i zapraszam częściej! 🙂

      Polubienie

    • pannajulia pisze:

      Dziękuję bardzo za wszystkie miłe słowa uznania. 🙂 Mimo przeciwności staram się być wytrwała i realizować wszystkie swoje plany. Na pewno zajrzę na bloga, a w przypadku chęci nawiązania współpracy jestem otwarta na propozycje. Pozdrawiam 🙂

      Polubienie

Dodaj komentarz